środa, 30 września 2009

Fotografowanie mieczy japońskich


Dostałem dzisiaj pierwsze zdjęcie miecza - jedno z wielu, które mają ukazać się w katalogu wystawy w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie (tak, będzie katalog, założę się, że stanie się on pozycją kolekcjonerską, jak to dobrze, że mam już "zaklepany" swój egzemplarz ;-)

Zdjęcie zrobił Krzysztof (wybacz Krzysztofie, że w tym przypadku będę piratem i naruszę nieco Twe prawa autorskie, ale publikuję tu tylko fragment zdjęcia, więc może się nie pogniewasz?)

Krzysztof użył skanera zamiast aparatu fotograficznego - jak sam twierdzi nawet Tsuruta-san na swojej stronie publikuje skany mieczy, które ma w ofercie, a nie ich zdjęcia. Nie wiem jak Krzysztof to zrobił (magia?), ale na tym skanie naprawdę dobrze widać hada, a w hamon sunagashi, nie i skupiska ara nie (halo! to ważny punkt do kantei ;-) Jeszcze tylko troche magii zwanej foto-edycją i będziemy mieli kapitalne zdjęcia nihonto, takie jakich w Polsce jeszcze nigdy nie robiono...

Wydaje mi się zatem, że katalog będzie pierwszą pozycją wydaną w Polsce, w której na zdjęciach mieczy japońskich będzie widać to co potrzeba. Dotychczas było z tym bardzo marnie.



Poradnik początkującego kolekcjonera

Po długim rozbiegu, postanowiłem wreszcie zebrać swe spostrzeżenia. Może posłużą komuś, kto dopiero zaczyna interesować się nihonto i marzy o kupnie miecza... a zatem proszę:

Dylematy kolekcjonera nihonto...

Niegdyś, jeszcze na początku mojej kariery zawodowej, spotkałem konsultanta, który upodobał sobie obcojęzyczne terminy. Używał ich tak często i do tego stopnia bez powodu, że do dzisiaj doskonale pamiętam jedno z jego określeń, a mianowicie "rudymentarne ekspektatywy". Jako zwolennikowi prostej i zwięzłej polszczyzny nie przypadło mi to do gustu, nie sądziłem też, że jeszcze kiedykolwiek spotkam się z taki żargonem.

Tymczasem kilka lat później sam zacząłem używać niesłychanie egzotycznych i fachowych określeń, chociaż - rzecz jasna - uważam, że w moim przypadku jest to jak najbardziej uzasadnione... Mówię tu oczywiście o języku używanym do opisywania nihonto czyli tradycyjnego miecza japońskiego. Potrafi on brzmieć bardzo niezrozumiale, np.: "Fumbari widoczne mimo o-suriage, ko-kissaki, jihada ko-mokume z ji-nie, hamon gunome midare z dużych nie, szeroki, zwężający się w okolicy monouchi, tendencja do nie kuzure. Częste kinsuji, inazuma i sunagashi, występują też yubashiri." Dosyć skomplikowane prawda? Pomimo tego, że pierwszy kontakt początkującego kolekcjonera z tak specjalistycznym i trudnym do zapamiętania żargonem (czym np. 'nie kuzure' różni się od 'nioi kuzure'?) może być szokujący, ale naprawdę warto język ten poznać, ponieważ jest to współczesna "łacina" miłośników nihonto i można się za jej pomocą porozumieć z kolekcjonerami ze wszystkich krajów świata. Nota bene na podstawie przytoczonego opisu kolekcjoner znający terminologię nihonto z łatwością stworzy sobie dosyć dokładny obraz opisywanego miecza.

Zacząłem od języka, lecz jest on akurat jednym z najbardziej niewinnych problemów, z jakimi styka się początkujący kolekcjoner - w końcu terminologię można opanować nawet bez głębszego jej zrozumienia (wtedy można przynajmniej udawać eksperta przed zupełnymi laikami). Natomiast inne pułapki czekające na "żółtodzioba" mogą kosztować go sporo pieniędzy, a nieznajomość niektórych reguł może spowodować uszczerbek na zdrowiu.

W imię solidarności z adeptami trudnej tematyki nihonto postaram się wymienić i opisać najistotniejsze trudności, a także podać kilka recept na ich pokonanie.

Co najpierw? Miecz czy biblioteka?

Niezależnie od tego skąd u początkującego kolekcjonera wzięło się zainteresowanie mieczem japońskim, czy do nihonto doszedł on od japońskich sportów walki (np. iaido czy kendo) czy też od zainteresowania kulturą i sztuką Japonii, chyba każdego na początku kariery kolekcjonerskiej chwyciła gorączka zakupów. Posiadać prawdziwy "miecz samurajski" - to tak silne pragnienie, że często prowadzi do pochopnego zakupu. Pamiętaj, młody kolekcjonerze - świat nihonto to dżungla pełna pułapek i drapieżników, a Ty jesteś na samym dole łańcucha pokarmowego. Ale o tym później, najpierw trzeba ustalić od czego zacząć kolekcjonowanie (bo z pewnością nie od kupna).

Doświadczony kolekcjoner nieodmiennie doradzi żółtodziobowi aby zaczął od kupna kilku książek, przeczytał je, a następnie nabył kolejne opracowania, które pozwolą mu studiować i poszerzać wiedzę, tak aby po kilku miesiącach, a może nawet latach kupić prawdziwy miecz. To rozsądna rada i sam chciałbym móc jej posłuchać na początku mojej kariery kolekcjonera. Niestety nie było nikogo pod ręką, a w swym lenistwie nie zadbałem o to aby nawiązać kontakt z doświadczonymi miłośnikami nihonto lub choćby kupić kilka książek. I tak upiekło mi się, bo kupiłem prawdziwy nihonto, choć niewiele wart, a dosyć drogi.

Wracając do biblioteki (jako bibliotekę określam zbiór wszelkiego rodzaju opracowań, od książek i albumów, poprzez artykuły i opracowania dostępne w internecie, do konkretnych wypowiedzi ekspertów na specjalistycznych forach) - poza oczywistą wartością jaką jest wiedza czerpana z lektury, dobrze wyposażona biblioteka pozwala na świadome, usystematyzowane kolekcjonowanie, a także na docenienie piękna japońskiego miecza i kunsztu wytwarzających go niegdyś mistrzów.

Porównałbym radość jaką można czerpać ze studiowania miecza z radością z odczuwania piękna architektury - jeśli nasza wiedza jest tak uboga, że podoba nam się dom z katalogu "Muratora", to nie będziemy odczuwać absolutnie żadnej radości widząc jedną z cudownych willi Palladia. Kontynuując przykład - droga do radości z oglądania dzieł Palladia wiedzie przez bibliotekę, w której muszą znaleźć się m.in. dzieła o języku i wokabularzu architektury klasycznej. Od tzw. "miecza samurajskiego" (czyli przedmiotu do znęcania się nad kijami bambusowymi wykonanego ze stali resorowej) do nihonto czyli artystycznego miecza japońskiego prowadzi biblioteka, w której nie może zabraknąć opracowań dotyczących ewolucji miecza japońskiego czy też pięciu tradycji i poszczególnych szkół, a także technik wytwarzania i polerowania tej wspaniałej broni.

Podsumowując - nabyta dzięki starannie dobranej bibliotece wiedza pozwoli nam lepiej docenić nihonto i czerpać z niego więcej radości. Pozwoli nam również uniknąć zakupu, który będzie cieszył jedynie przez krótka chwilę i którego studiowanie nie wzbogaci naszej wiedzy.

Jednakże zanim wespniemy się na wyższy poziom studiów nihonto i estetyki, warto zdobyć choćby podstawową wiedzę o mieczu japońskim, tak aby nie wydać pieniędzy na egzemplarz pozbawiony wartości lub też, w najgorszym wypadku, kopię. Tego rodzaju podstawowa wiedza jest ogólnie dostępna i sprowadza się do informacji o podstawowych cechach nihonto, odróżniających go od kopii oraz o kryteriach, jakie musi spełniać miecz aby w ogóle móc ocenić jego jakość. Pamiętajmy - nawet kupując autentyczny nihonto, zawsze możemy kupić albo miecz w stanie uniemożliwiającym jego studiowanie, albo miecz produkowany masowo na potrzeby wielkich armii okresu Sengoku (jakość tego miecza pozostawia dużo do życzenia, choć może on być dobrym (ponieważ niedrogim) zaczątkiem kolekcji).

Co przeczytać?

Opracowań w języku polskim jest w sumie niewiele - najcenniejszym i najobszerniejszym z nich jest chyba Leksykon Broni Japońskiej Krzysztofa Polaka. Wydany został również "Miecz samurajski" Johna Yumoto. Literatura angielskojęzyczna (w tym opracowania publikowane w Internecie) jest o wiele bogatsza, zatem miłośnik nihonto musi znać język angielski (zakładam tu oczywiście, że nie zna japońskiego). Co do wyboru lektur - warto zapytać doświadczonego kolekcjonera nihonto co poleca początkującemu, ale z pewnością w biblioteczce musi znaleźć się "Biblia" nihonto, czyli "The Conoisseur's Book of the Japanese Sword" Kokana Nagayamy, choć korzystać z niej będzie kolekcjoner posiadający już pewne doświadczenie. Polecam również "The Craft of the Japanese Sword" Leon'a i Hiroko Kapp i Yoshindo Yoshihara jak również "The Art of Japanese Sword Polishing" Takaiwa Setsuo. Ponadto doskonale czyta się książkę Kanzana Sato "The Japanese Sword". A Comprehensive Guide". Pozycji jest oczywiście o wiele więcej, ale ramy niniejszego artykułu nie zmieściłyby całej listy. Ze źródeł internetowych radziłbym w pierwszym rzędzie forum Nihonto Message Board, do którego członków należą m.in. doświadczeni kolekcjonerzy. Forum jest prawdziwą kopalnią wiedzy, jeśli tylko nowicjusz będzie skromny i gotów słuchać "starszych" kolegów. Warto też odwiedzić rekomendowane przez Forum linki do innych stron. Last not least, polecałbym odwiedzanie stron renomowanych dealerów nihonto - warto popatrzeć na wspaniałe (i często bardzo profesjonalnie fotografowane) miecze i okucia.

Jak kupować?

A zatem, mamy już skompletowaną bibliotekę, siedzimy całym i dniami na forum i uczymy się. Znamy już nawet różnicę między Bizen i Hizen, potrafimy dość dobrze określić wiek miecza, może nawet wytropić w danym mieczu wpływy określonej tradycji... Pora na zakupy! Pojawia się pytanie - co kupić i gdzie kupić?

Dla potrzeb niniejszego artykułu skoncentruję się jedynie na głowniach - miecz i jego oprawa to dwa osobne światy: nawet dogłębne poznanie jednego z nich nie przybliża nam tego drugiego ani odrobinę. Trudno jest się do tego przyzwyczaić - w naszej tradycji głownia jest nierozerwalnie wprost związana z rękojeścią i jelcem (jeśli nie z pochwą). W Japonii jest inaczej - to głownia jest mieczem, a oprawa jest dziełem osobnym, choć stworzonym dla miecza. Miłośnik głowni niekoniecznie musi być zainteresowany oprawą i preferuje aby jego miecze spoczywały w tzw. shirasaya czyli oprawie "do spoczynku" czy też "białej oprawie" wykonanej z drzewa magnolii. Oprawa taka nie odwraca uwagi od jakości i piękna głowni, a sama potrafi być piękna w swej prostocie.

Wróćmy jednak do naszego długo oczekiwanego zakupu. Książki już przeczytane, nie damy się nabrać na żadną chińszczyznę, rozpoznajemy prawdziwy nihonto z odległości stu metrów, nasza głowa jest pełna nowych, ekscytujących informacji, terminologia opanowana, nikt nie zaskoczy nas żadnymi chikei czy sunagashi (zaraz, zaraz, ale jeszcze nigdy nie widzieliśmy na własne oczy chikei, prawda?). Eksperci, a także "eksperci" chętnie nam doradzają, chociaż ich rady są często sprzeczne. Ale trudno, decyzja podjęta - kupujemy miecz!

Do chwili podjęcia decyzji nie zrobiliśmy jeszcze żadnego błędu wydając pieniądze na książki i albumy i cierpliwie poszerzając naszą wiedzę. A teraz oczekują nas różnego rodzaju pułapki, możemy ponadto paść ofiarą własnych błędów

Najczęstsze błędy popełniane przy kupowaniu

Kolekcjoner czy dealer?
Jeżeli kupujemy miecz od kolekcjonera, to upewnijmy się, że to faktycznie kolekcjoner a nie dealer. Jeden z moich znajomych dealerów stwierdził kiedyś, że ktoś kto sprzedaje kilka mieczy rocznie jest dealerem, niezależnie od tego jak bardzo będzie starał się pozować na miłośnika. Dealer zawsze będzie chciał zarobić, a u kolekcjonera zarobek nie jest głównym motorem sprzedaży danego nihonto. Nie namawiam do szukania prawdziwych kolekcjonerów i unikania dealerów - to właśnie u rzetelnych, uczciwych dealerów kupiłem swe najlepsze miecze. Nie należy jedynie dać się "uwieść" komuś do kogo, z racji domniemanej, wspólnej pasji, mamy od początku większe zaufanie. Jeśli natomiast kiedyś zdarzy Wam się możliwość kupna naprawdę dobrego miecza od prawdziwego kolekcjonera, to nie przegapcie jej. Natomiast gdy prawdziwy, posiadający odpowiednią wiedzę kolekcjoner (od razu uprzedzę, że nie śmiem zaliczać się do tego grona) chce Wam sprzedać dobry miecz to jest to niebywały zaszczyt i wielka okazja do poszerzenia swej wiedzy. Niestety, aby móc stwierdzić, że miecz jest naprawdę bardzo dobry trzeba mieć sporą wiedzę... I tak wracamy znowu do konieczności studiowania.

Nieoszlifowany miecz
Każdy z nas widział je nie raz... Miecze nieoszlifowane, te ukryte pod matową, często porysowaną wierzchnią warstwa stali skarby, którym koniecznie należy przywrócić dawny blask świeżym szlifem. Nie łudźmy się jednak - na eBay (czy też na naszym skromniutkim Allegro), czy nawet na jednym z krajowych targów staroci nie znajdziemy wielkiego dzieła. Miecz bez szlifu nie pozwala na pełną ocenę swej wartości - nie widać tak podstawowych jego cech jak jakość stali, hartowania oraz efektów metalurgicznych występujących na głowni - a niestety w tym leży ogromna część artyzmu wykonania. Cena początkowa nieoszlifowanego miecza może wydać się atrakcyjna, lecz po dodaniu kosztów profesjonalnego szlifu miecz staje się nagle bardzo drogi w stosunku do tego co sobą reprezentuje. Niestety nie można tutaj zaoszczędzić kosztów i iść "do znajomego, który szlifuje miecze samurajskie", ponieważ ktoś taki po prostu zrujnuje nam miecz. Koszt profesjonalnego szlifu zaczyna się od kilkuset dolarów dla tanto, a idzie w tysiące w przypadku długich mieczy. I nie ma się tutaj co dziwić i oburzać - szkolenie japońskiego szlifierza trwa dziesięć lat. Uwierzcie mi na słowo - ma to swoje uzasadnienie, ponieważ szlifierz - togishi musi, prócz technicznych umiejętności przyswoić ogrom wiedzy na temat stylów i szkół miecza jakie rozwijały się na przestrzeni ponad tysiąca lat historii nihonto (o koszcie kamieni szlifierskich już nawet nie wspomnę). Odsyłam zainteresowanych do"The Art of Japanese Sword Polishing".

Okazja
W ciągu wielu lat mojej pasji kolekcjonerskiej, ilekroć trafiła mi się "okazja" tylekroć czekało mnie rozczarowanie. Tak jak nie da się nabyć okazyjnie kultowego modelu Ferrari (chyba że jego podróbkę typu "kit-car"), tak samo nie ma okazji w świecie nihonto. "If something looks too good to be true, then it is" - ta trzeźwa anglosaska dewiza niech zawsze przyświeca łowcom okazji. Na rynku nihonto "okazje" często są falsyfikatami lub po prostu mieczami o ukrytych wadach). Mówiąc "falsyfikat" nie mam na myśli fałszywych sygnatur, bo zagadnienia gimei wypełniłyby niejedną książkę, lecz o mieczach, które udają coś czym nie są (np. shinshinto z repatynowanym "na koto" nakago), czy też o podróbkach, których istnienie wydaje się niemożliwe, czyli chińskich kopiach dobrej jakości (są niesłychanie rzadkie, ale też się zdarzają). Ponadto, "okazja" ma często ukryte wady: hagire czy też horimono, które wykonano specjalnie po to by zlikwidować rozlaminowanie, słaby, zanikający hamon, "podrasowany" za pomocą kamienia hazuya. Jednym słowem - nie ma okazji, co spowodowane jest m.in. powszechnością dostępu do informacji i globalizacją rynku nihonto. Dobry miecz ma swoją cenę, a korzystnie kupić można go jedynie płacąc jego pełną wartość.

Długość:
Wielu kolekcjonerów doszło nihonto po drodze prowadzącej przez japońskie sporty walki, w szczególności iaido. Ich podejście jest często nieco jednostronne, skoncentrowane głównie na funkcjonalności miecza japońskiego. Oczywiście nie ma nic złego w wymogu funkcjonalności - w końcu nihonto tworzono jako wysoce efektywną broń, lecz pomijanie czy też umniejszanie aspektu artystycznego świadczy o braku zrozumienia dwoistej natury nihonto, ktorą tak doskonale rozumieją Japończycy. Pomijanie jednego z dwóch nierozłącznych aspektów (funkcjonalność i estetyka) prowadzi do błędów w ocenie wartości nihonto.

Rozumiem oczywiście, że Toshiro Mifune ciął swych przeciwników na kawałki mieczem długim, a nie żadnym tam wakizashi, ale faktem jest, że tanto czy też wakizashi były dla samuraja ważną bronią i jako takie, miecze te były również bardzo cenione. Władcy feudalni nagradzali swych wasali nie tylko długimi mieczami - słynny Takeda Shingen ofiarował swemu generalowi Baba Nobuharu wspaniałe wakizashi wykonane przez mistrza Tomoyuki z prowincji Bungo dwa stulecia wcześniej...

Realia rynkowe, które dyktują, że prawidłowo oszlifowany miecz długi jest z reguły droższy od miecza krótkiego są w dużym stopniu uzasadnione - miecz długi trudniej wykonać bezbłędnie, a cena szlifowania jest tym wyższa im dłuższy jest miecz. Jednakże różnice w cenie bywają naprawdę poważne - przyzwoite wakizashi można nabyć poniżej 1000 USD, podczas gdy cena porównywalnej jakościowo katany z reguły jest dwa, trzy razy wyższa. A przecież krótki miecz oferuje tę samą perfekcję i piękno co długi. Wakizashi również z innych powodów są o wiele tańsze od daito - choćby ze względu na uporczywy mit o ich gorszej proweniencji czy też nawet gorszej jakości jako "miecz dla kupca, nie dla samuraja".

A zatem... warto włączyć do swej kolekcji wakizashi. Kosztuje o wiele mniej niż katana, a pozwala równie dobrze docenić jakość i piękno tkwiące w japońskim mieczu.

Oprawa:
Pozwolę sobie zwrócić uwagę na pewną szczególną cechę nihonto, o której wspomniałem na samym początku niniejszego artykułu. Miecz japoński, podobnie jak jego europejski odpowiednik, składa się z głowni i oprawy i nie byłoby w tym oczywiście niczego nadzwyczajnego, gdyby nie to, że w przypadku chyba żadnej innej broni białej rozróżnienie to nie jest tak ścisłe jak w przypadku nihonto. Japoński koneser podziwia głownię miecza jako dzieło sztuki, w całkowitym oderwaniu od oprawy. Certyfikaty wydawane przez japońskich ekspertów są oddzielne dla miecza i oprawy. Oprawa i jej poszczególne elementy to po prostu inne niż miecz dzieło sztuki, wykonywane (z nielicznymi wyjątkami) przez artystów czy rzemieślników, którzy nie mieli nic wspólnego z wykuwaniem głowni.

Oczywiście marzeniem wielu początkujących kolekcjonerów jest kupno miecza japońskiego w oprawie. Pragnienie to odzwierciedla nasze europejskie nawyki w patrzeniu na miecz (któż ekscytowałby się samą głownią Szczerbca!) i świadczy również o ogromnej sile sugestii japońskich filmów "samurajskich" autorstwa Kurosawy czy też Kobayashi'ego. W filmach tych widać miecze wyłącznie w oprawie (co jest zresztą logiczne).

Tymczasem, o ile nie mamy do wyłożenia naprawdę dużej sumy na kupno miecza z górnej półki z takąż oprawą, kupno nihonto w oprawie oznacza przeważnie jedno: kupujemy miecz, który jest zbyt drogi w stosunku do tego co sobą reprezentuje, nawet jeśli w oprawie tkwi przyzwoita głownia. Oprawy, które sprzedawane są razem z mieczami niższej klasy, są przeważnie bardzo słabe - złożone z przypadkowych, nie do końca harmonizujących ze sobą elementów, albo też bardzo zniszczone (pęknięcia i ubytki laki, najgorsze kodogu, skorodowane tsuby etc.). Dodatkowo, miecz, który kupujemy w oprawie, bez shirasaya, przeważnie ma bardzo stary szlif, a jeśli jest po świeżym szlifie i nie ma shirasaya, to szlif nie był wykonywany przez fachowca (przy każdym fachowym szlifie sporządza się dla miecza nową shirasayę).

Wniosek: jeśli chcemy poznawać miecz japoński, kupujmy miecze w shirasaya, jeśli chcemy poznawać oprawy, kupujmy same oprawy lub też jedynie kodogu czyli okucia miecza.

Sygnatury i magia Hawley'a
Prędzej czy później kolekcjoner stanie oko w oko z sygnaturami mieczy japońskich. Pozna metodę odczytywania zjaponizowanych chińskich znaków czyli Kanji. Zapewne kupi też nieoceniony spis mieczników japońskich Hawley'a, zacznie odczytywać sygnatury i ekscytować się tym, że właśnie nabył tanto sygnowane przez samego Yoshimitsu albo tez tachi Kunimitsu. Sprawdzi u Hawley'a i stwierdzi, że ten pierwszy to z pewnością ten sławny Toshiro Yoshimitsu, a ten drugi to właśnie Rai Kunitsuna. I może zacznie się dziwić, dlaczego nabył miecz wartości co najmniej miliona dolarów za jedyne tysiąc dwieście...

Niestety, ogromna ilość, wręcz zdecydowana większość sygnatur to sygnatury sfałszowane (z różnych pobudek, dla zysku, czasami "z konieczności", gdy daimyo musiał szogunowi przekazać prezent w postaci miecza jednego z mistrzów sprzed wieków).

Jeśli nie wiesz co kupujesz, a miecz jest sygnowany i nie ma certyfikatu (uwaga, starsze certyfikaty nie są w 100% pewne), to kupujesz tzw. gimei, czyli fałszywą sygnaturę. Dla japońskiego konesera fałszywa sygnatura to anatema, chyba że miecz jest znakomity, wtedy warto gimei (fachowo) usunąć i przesłać do certyfikacji, gdzie eksperci nadadzą mieczowi atrybucję.

Najlepiej jest nie kupować mieczy gimei, bo fałszerstwo jest zawsze skazą, nawet jeśli jego przedmiot jest piękny Ale jeśli już nie można się oprzeć, to warto miecz ocenić po jego jakości, a nie sygnaturze. I zdyskontować odpowiednio czynnik gimei.

Groźne (i niezbyt mądre) mity

Wytrzymałość
Popularyzacja miecza "samuraja", zarówno tego z arcydzieł kina japońskiego jak i tego z anime, manga, gier komputerowych czy tez klipów z YouTube przyniosła ze sobą sporo mitów, z których część może być dla posiadacza jak i dla miecza.

Tak więc miecz taki jest rzekomo tak wytrzymały, że przecina bez trudu pnie drzew, żelazo, a nawet stal, bez widocznego uszczerbku. Są to oczywiście wierutne bzdury. O ile miecz japoński jest świetną bronią, dzięki swej unikalnej konstrukcji spełniający wymóg ostrości głowni przy jednoczesnej jej wytrzymałości, o tyle i taki miecz ma swe ograniczenia. Jeśli naiwny (czy też nazywając sprawę po imieniu: głupi) posiadacz nihonto zechce pobawić się w samuraja i pociąć sobie np. jakieś wadzące mu na działce krzaki, to w najlepszym wypadku zrujnuje drogi szlif, w gorszym powygina miecz, w jeszcze gorszym złamie go (pamiętacie scenę z serialu "Szogun" kiedy Buntaro zostaje z ułomkiem miecza w dłoni po uderzeniu nim w drewnianą belkę?). W najgorszym wypadku ten nieodpowiedzialny posiadacz miecza zrani siebie lub osobę postronną lub nawet sam straci życie bądź kogoś zabije.

Ostrość
Prawidłowo oszlifowany miecz japoński jest naprawdę piekielnie ostry. W tym przypadku mit nie jest już mitem, ale może skłaniać nierozważnych posiadaczy do niebezpiecznych prób, o czym napisano wyżej. Wykorzystam kwestię ostrości do podniesienia zagadnienia bezpieczeństwa. Miecz japoński to groźna broń, a chwila nieuwagi może spowodować tragiczne konsekwencje (jeśli np. głownia spadnie Ci na stopę, spodziewaj się wizyty w szpitalu, może nawet utraty jednego lub kilku palców).

Dlatego też należy bezwzględnie zapoznać się i przestrzegać zasad etykiety nihonto - opisują one prawidłowe obchodzenie się z mieczem, w tym proces jego pielęgnacji, oceny, a nawet rytuał wręczania miecza innej osobie do oględzin. Etykieta ta może wydać się dziwna, ale każdy jej szczegół ma głębokie uzasadnienie i służy bezpieczeństwu.

Dodam tutaj jedną przestrogę, moim zdaniem niedostatecznie poruszaną w podręcznikach - czyszczenie miecza. Abstrahując tu od tego, czym należy czyścić miecz i czym go konserwować, należy bezwzględnie pamiętać, że nasza dłoń zaopatrzona w miękką szmatkę lub specjalny ryżowy papier może poruszać się tylko i wyłącznie i zawsze w jednym, jedynym kierunku - od trzpienia do sztychu. Nigdy nie należy poruszać dłonią w obie strony. Chwila, w której o tej regule zapomniałem, w połączeniu z milisekundą nieuwagi skończyła się dla mnie wizytą u chirurga, a palec wskazujący mojej lewej dłoni do dziś nie ma pełnego czucia.


Co dalej?

Jeśli ten artykuł chociaż troszeczkę poszerzył wiedzę czytelnika, bądź też zachęcił go do studiowania dostępnych opracowań, będę szczęśliwy zarówno jako autor jak i kolekcjoner.

Polecam jako dalsze kroki:

- określenie głównego przedmiotu swej pasji: głownia czy oprawa (względnie jej metalowe części czyli kodogu)
- sporządzenie listy podstawowej literatury i zakup głównych pozycji
- studiowanie literatury i wędrówka po stronach WWW poświęconych nihonto i zawierających ilustrację terminów i zdjęcia znakomitych mieczy
- zapisanie się na renomowane forum (na Nihonto Message Board jest już kilku Polaków)

Przy zakupie pierwszego nihonto należy bezwzględnie poradzić się eksperta (warunek: umiejętność odróżnienia eksperta od tzw. “eksperta”) i uzbroić się w cierpliwość w poszukiwaniu egzemplarza o odpowiedniej relacji jakości do ceny. Radziłbym aby nie pytać o ocenę miecza kogoś, kto ma inny miecz na sprzedaż – zbyt duży jest tu konflikt interesów.

Po zakupie pierwszego egzemplarza należy bezwzględnie przestrzegać zasad bezpieczeństwa i jak najszybciej zapoznać się z zasadami pielęgnacji nihonto. Stanowczo odradzam stosowanie proszku uchiko - uchiko, mimo swej delikatności jest jednak materiałem ściernym i nie należy go stosować gdy nie ma takiej potrzeby. Ponadto duże jest ryzyko kupna uchiko niskiej jakości, którego użycie może skończyć sie zarysowaniem głowni. Bezwzględnie należy powstrzymać się od prób jakiegokolwiek samodzielnego poprawiania stanu głowni, np. usuwania z niej rdzy. Wszelkie prace konserwacyjne powinien wykonywać jedynie renomowany i rekomendowany fachowiec. 

Wystawa mieczy japońskich w Manggha w Krakowie 2010

Wystawa ma odbyć się w 2010 roku. Będzie ciekawa, ponieważ znajdą sie na niej japońskie miecze i okucia wyłącznie z polskich zbiorów. Obecnie obiekty są fotografowane, co nie jest łatwe. Ma zostać wydany również katalog.

Byłoby świetnie gdyby wystawa przyczyniła się do popularyzacji miecza japońskiego jako dzieła sztuki. Dotychczas jest on traktowany raczej jako "miecz samurajski" i wielu niedoszłych amatorów tej broni zapewne chętniej by nim machało i cięło kartony niż podziwiało kunszt wykonania i jego estetykę. Na YouTube pełno jest filmików z takimi "samurajami".