czwartek, 22 października 2009

Dlaczego tekkotsu są oznaką jakości tsuby?

Tekkotsu (czyli, dosłownie tłumacząc: "żelazne kości") to nic innego jak kawałki żelaza  o wysokiej zawartości węgla (czyli de facto stali), które występują w tsubie. Widoczne są w formie gruzełkowatej bądź pasemkowatej, zarówno na płytce jak i na brzegu (mimi) tsuby. Niniejszy wywód o tekkotsu zamieszczam  zainspirowany kontaktem z tusbą, o której piszę w poprzednim wątku - odkryłem na jej brzegu drobniutkie, granulkowate tekkotsu.

Obecność tekkotsu jest z reguły cechą starszej tsuby i świadectwem dobrej jakości jej wykonania. Tekkotsu są do tego stopnia cenione, że w okresie Edo tsubako czasami naśladowali ten efekt odpowiednią obróbką tsuby za pomocą młotka. Skoro zjawisko tekkotsu jest tak cenione, musi mieć wartość praktyczną albo estetyczną. Ja sam odczuwam estetykę tekkotsu - przyznam, że bardzo lubię gdy w obracając tsubę w palcach wyczuwam te "żelazne kości" (choć nie jestem pewien czy nie mam tego aby dopiero od czasu kiedy dowiedziałem się jak bardzo to zjawisko jest cenione). Znając podejście Japończyków stawiałbym na wartość praktyczną, z której z kolei rodzi się estetyka (jeśli podba się Wam np. tradycyjne, ludowe budownictwo drewniane, to wiecie już o czym mówię).

Czym jest tekkotsu? Są na ten temat dwie teorie, które zresztą wcale się wzajemnie nie wykluczają: jedna z nich mówi, że to skupiska stali, które powstają w procesie obróbki żelaza (wielokrotne rozgrzewanie, składanie i skuwanie żelaza). Nie wchodząc w detale, które lepiej skomentuje specjalista (Panie Bartku, może miałby Pan ochotę?), zaznaczę, że tekkotsu zwiększa odporność tsuby na uderzenie, a to dzięki lokalnemu zmniejszeniu ciągliwości żelaza (tekkotsu tworzą "wyspy" o większej twardości, które zatrzymują pęknięcie). Druga teoria mówi, że tekkotsu to efekt uboczny "recyklingu" - tsubako korzystali z różnego rodzaju skrawków żelaza, które dodawane były do placka żelaza na tsubę. Tak czy owak, estetyka tekkotsu wyraźnie wyrasta z ich roli praktycznej, tj, wzmocnienia konstrukcji tsuby. Zapewne wzmocnienie takie miało sens, w szczególności przy niektórych tsubach sukashi (np. Kanayama czy Kyo-sukashi) lub też przy bardzo cienkich płytkach tsub ko-katchushi ("gruba" tsuba chyba nie potrzebuje tekkotsu...) Nota bene, świetny artykuł na temat podobieństwa materiałowego, funkcjonalnego i procesu produkcji żelaznych tsub i zbroi z okresu Muromachi napisali kilka lat temu Boris Markhasin i Andrew Mancabelli - polecam tę lekturę wszystkim zainteresowanym.

Jeśli więc zobaczycie kiedyś tekkotsu na tsubie - doceńcie ich wartość funkcjonalną i przyjrzyjcie się im bliżej. Gwarantuję, że je polubicie ;-)



na tym zdjęciu tsuby Owari (przepraszam za niską rozdzielczość) 
widać w górnej częsci tsuby bardzo wyraźne tekkotsu


Ciekawa tsuba i jej renowacja - cz. 1


Obiecałem opisać pewną ciekawą tsubę. Kupiona u solidnego dealera jest dosyć ciekawym egzemplarzem - choć wydaje się pochodzić z XVIII lub nawet XIX wieku, mocno przypomina ko-katchushi. Jest bowiem bardzo cienka (2,5 mm w nakago ana), ma bardzo delikatną aplikację z metali kolorowych i atrakcyjny, zawijany brzeg (dote mimi). Na zdjęciach dealera wyglądała wspaniale - w rzeczywistości też okazała się wspaniała (robiona z tamahagane, widać jakość tego żelaza) ma też tekkotsu, ale niestety... po oczyszczeniu jej z  cieniutkiej warstyw olejku czy wosku okazało się, że na płytce jest sporo rdzy. Wyszły też ślady przygotowania gruntu do zogan - to te delikatne nacięcia powierzchni w okolicy aplikacji (zdj. 2 i 3). 

Poniżej zdjęcia: zdj. 1 pochodzi od dealera, zdj. 2 zrobiłem po zdjęciu olejku plus wstępnej obróbce kością, a zdj. 3 gdzieś w połowie pracy nad awersem (jest to nb skan. djęcie nr 2 wygląda dosyć strasznie, prawda? Obecnie tsuba jest już w lepszym stanie - awers został prawie całkowicie oczyszczony, pozostał jeszcze tylko rewers. Potem już tylko kilka miesięcy pocierania szmatką i dalsze kilka miesięcy żeby aplikacje ponownie spatynowiały. Mówiąc inaczej - doprowadzę ją  z powrotem do stanu wizualnego takiego jaki widać na zdjęciu dealera :-) Po co zatem było zaczynać renowację, skoro tsuba będzie wyglądać tak samo jak na początku? Po to, aby niewidoczna, ale aktywna rdza nie zjadła tej tsuby i żeby mogły się nią cieszyć następne pokolenia miłośników nihonto (nb moja córka bardzo lubi i szanuje tsuby). 

Nota bene na zdjeciach widac, że wyglądające całkiemi niewinnie wżery mogą zawierać sporą ilość aktywnej rdzy. Należy więc dopytać się o stan przed zakupieniem o stan tsuby. 

Co do zdjęć - jak widać, jeśli się nie ma naprawdę dobrego skanera, to chyba lepiej korzystać z aparatu fotograficznego i robić zdjęcia makro. 

Niedługo (czyli za jakiś rok ;-) napiszę o dalszej części prac i zamieszczę zdjęcia końcowego wyniku renowacji. Albo też sięgne do Photoshopa i tsuba będzie wyglądać znakomicie bez całego tego trudu ;-)

1. Tsuba na zdjęciu dealera
kliknij zdjęcie żeby powiększyć...

2. Tsuba po testowej obróbce (zdj. makro) 
kliknij zdjęcie żeby powiększyć...

3. Tsuba po pierwszej fazie obróbki (skan)
kliknij zdjęcie żeby powiększyć...

poniedziałek, 19 października 2009

A teraz z zupełnie inej beczki ;-)

Chciałbym podzielić się moimi planami - zamierzam napisać w następnym roku książkę, która przyczyniłaby się (o ile ktoś inny niż ja zechce ją przeczytać) do rozwiania szeregu mitów związanych z pojęciem "samuraj", a jednocześnie przybliżyła czytelnikowi barwne aspekty kulturowe związane z szeroko pojętą klasą samurajską.  Kto wie jak Minamoto no Yorimasa zyskał wyższą pozycję na dworze cesarskim najpierw zabijając nue (a co to takiego i jak wyglądało?) a następnie układając błyskotliwy kuplet? Po czym można było na polu bitwy poznać dworzanina cesarskiego? Jaką symboliczną wymowę ma motyw sznura okalający samurajską tsubę... itd, itp. 

Oczywiście będzie też opisanych sporo wydarzeń historycznych, ale będą one raczej egzemplifikacją pewnych zjawisk kulturowych. Sporo anekdot i legend pozwoli przybliżyć nam postać samuraja na przestrzeni wieków.

Myślę, że fragmenty książki opublikuję na tym właśnie blogu. Byłbym ciekaw co miłośnicy nihonto i kultury japońskiej chcieliby w takiej książce zobaczyć - będę niezmiernie zbowiązany za uwagi. 

Ale tymczasem jestem Wam winien artykuł o tej ciekawej tsubie, którą właśnie pieczołowicie zamrażam i odmrażam obrabiając następnie kawałkami kości z antrykota ;) 

piątek, 16 października 2009

Pielęgnacja żelaznej tsuby. Cz. 2


W pierwszej części skończyliśmy na mrożonce i antrykocie... pora wyjaśnić skąd te kulinaria. Nic prostszego - jeśli odkryliśmy czerwoną rdzę, pierwszym etapem jej usuwania jest jej rozluźnienie, a to najłatwiej osiągnąć poddając tsubę działaniu niskiej temperatury. Przedtem jednak warto kupić kawałek wołowiny z piękną kością goleniową, dobrze wygotować i oczyścić kość, a następnie połupać ją na na różnej wielkości kawałki. 


Aby rozluźnić czerwoną rdzę zanurzamy tsubę w wodzie i zamrażamy ją w zamrażarce, potem odmrażamy. Powtarzamy ten zabieg 3-4 razy, a następnie suszymy tsubę i przystępujemy do mechanicznego usuwania rdzy. W tym celu dobieramy różne kawałki kości i powoli, bardzo gruntownie (jednakże niekoniecznie mocno) obrabiamy kością poszczególne obszary dotknięte rdzą. Kość nie zetrze wartościowej patyny, usunie natomiast czerwoną rdzę. Ważne jest aby pracować nad tsubą cierpliwie i systematycznie - do jej oczyszczenia potrzebnych będzie wiele sesji. Do usunięcia rdzy z wżerów potrzebne będą małe, ostre kawałeczki kości i bendyktyńska cierpliwość. Oczyszczenie tsuby może zająć tygodnie, a nawet miesiące. Pamiętajmy aby w procesie czyszczenia nie pominąć krawędzi tsuby.

Po zakończeniu żmudnego procesu usuwania czerwonej rdzy tsuba niestety nie będzie jeszcze piękna i lśniąca szalchetną, starą patyną. Drobniutkie resztki czerwonej rdzy zawsze zostaną na powierzchni, tsuba będzie matowa i niezbyt ładna. Należy oprzeć się pokusie użycia oleju - olej co prawda nada tsubie lepszy kolor i błysk, ale to nie to samo co głęboki blask patyny. Ponato olej może tsubie w dłuższym terminie zaszkodzić, o czym piszę na samym końcu.

Teraz pora na to co, co znany kolekcjoner i koneser nihonto, R.B. Caldwell określił jako (w wolnym tłumaczeniu) "pieszczenie się" z tsubą. Bez obaw, nie ma tu podtekstów erotycznych, chodzi jedynie o to aby tsubę przy każdej możliwej okazji dotykać, obracać w dłoniach (uwaga, nigdy nie należy dotykać tsuby gołą dłonią - sól i kwasy na powierzchni skóry stymulować czerwoną rdzę) i pocierać czystą, bawełnianą szmatką. Caldwell do pocierania tsub używał nawet przymocowanego do blatu biurka kawałka dywanika, ale nie polecałbym tej metody ze względu na kurz i inne drobiny, które mogą kryć się w dywanie. 

Tak więc każdą wolną chwilę spędzamy na obracaniu tsuby w dłoniach (co jest bardzo relaksujące) i jej pocieraniu szmatką. Sasano optymistycznie zauważa, że dobre efekty pojawiają się już po kilku latach ;-) Oczywiście my, ludzie Zachodu wymyśliliśmy drogę na skróty. Może nie wygląda to strasznie profesjonalnie, ale recepta ta polega na tym aby tsube nosić przez kilka miesięcy w kieszeni (uwaga: bez innch przedmiotów, zwłaszcza komórki lub kluczyków do samochodu). Efekt jest ten sam jak pocieranie szmatką, a dodatkowo lekko wilgotny mikroklimat odzieży może sprzyjać tworzeniu się pożądanej czarnej rdzy czyli patyny. Jest to nota bene recepta spójna z uwagą Sasano o wystawianiu tsuby na zewnątrz (o ile nie pada deszcz) - przyznam jednak, że ze względu na obecne zanieczyszcznie atmosfery polecałbym raczej kieszeń.

Uwagi końcowe: wszystko co napisałem odnosi się do tsub żelaznych! W żadnym wypadku nie należy traktować w taki sposób tsub z metalów kolorowych, gdyż skutkiem będzie ich zniszczenie.

Jedna kwestia pozostaje wszakże otwarta - co robić z żelazną tsubą, która ma aplikacje z metali miękkich (zogan)... Oczywiste jest, że noszenie takiej tsuby w kieszeni lub pocieranie jej szmatką zetrze patynę z tych aplikacji. Mosiądz czy miedź nabiorą blasku, a przecież wyglądałyby szlachetniej ze swą starą patyną. 

Moja opinia na ten temat jest następująca - przy zachowaniu bezwzględnej ostrożności w pracy z kością (aplikacje są niekiedy bardzo delikatne i łatwo je naruszyć), warto jednak usunąć czerwoną rdzę i wydobyć patynę z żelaznej płytki tsuby, nawet jeśli kosztem tej operacji będą błyszczące i wyglądające jak nowe aplikacje. Pocieszam się, że aplikacje te z czasem też spatynowieją - wystarczy tsubę potrzymać kilka miesięcy poza mikroklimatem pudełka z paulowni (na marginesie: warto tsuby przechowywać w pudełkach z drewna paulowni - drewno wchłania wilgoć, a wewnątrz pudełka panuje suchy mikroklimat)

Jestem Wam winien jeszcze jedno wyjaśnienie - dlaczego należy unikać smarowania tsuby olejami. Otóż olej, mimo że teoretycznie chroni tsubę przed rdzą , w dłuższej perspektywie (kilku czy kilkunastu lat) sam może stanowić problem - Sasano pisze, że olej po pewnymczasie ulega oksydacji i pod jego powierzchnią mogą zachodzić procesy korozji. Nazywa nawet to zjawisko "rdzą olejową". Nie sposób lekceważyć takiego autorytetu jak Sasano, dlatego też sam unikam stosowania olejów czy też wosku. Być może jednak uwaga ta dotyczyła olejów roślinnych i mineralnych, nie wiadomo natomiast jak sprawa ma się w przypadku olejów syntetycznych... Chętnie wysłucham tu Waszych opinii, może wśród czytelników tego bloga znajdą się chemicy?

W następnym poście opowiem o moich doświadczeniach z usuwaniem czerwonej rdzy z kilku żelaznych tsub oraz o pewnej tsubie, która znajduje się obecnie w fazie czyszczenia kością. Oczywiście opublikuję jej zdjęcia - zdziwicie się, jak ładnie wyglądała na stronie dealera, a jak dużo rdzy miała pod swą lekko natłuszczoną powierzchnia. Sama tsuba jest zresztą bardzo gustowna i ciekawa... Mam nadzieję, że zaostrzyłem Wasz apetyt? Zatem do usłyszenia :-)



wtorek, 13 października 2009

Pielęgnacja żelaznej tsuby. Cz. 1


Każdy miłośnik tsuby zetknął się z zardzewiałą tsubą. I chyba każdego z nas bardzo kusiło, aby tę rdzę usunąć i przywrócić tsubie dawny "blask". Jak to zrobić? Jak zwykle, odpowiedzi jest kilka, ale zacznę od tego, co oczywiste: nigdy nie należy tsuby czyścić tak aby naruszyć patynę, która jest pod rdzą. Oznacza to absolutny zakaz używania materiałów ściernych, jak również, co chciałbym szczególnie podkreślić - chemikaliów. Chciałbym zakaz ten wyrazić w zrozumiałym nawet dla kogoś, kto niekoniecznie jest estetą argumencie: zlikwidowanie patyny oznacza drastyczny spadek wartości tsuby! I nie ma co się łudzić - domowe sposoby przywracania patyny nie przywrócą tsubie ani jej piękna, ani wartości. 

Nie wnikając w chemię, przyjmijmy tu uproszczona terminologię (idąc za przykładem Sasano) - czerwona rdza to aktywne, "pożerające" żelazo tlenki stali (głównie trójtlenek żelaza), a czarna rdza to tetratlenek triżelaza, czyli magnetyt. Czarna rdza chroni tsubę przed korozją, czerwona rdza ją niszczy. 

Czarna rdza jest wysoce pożądaną patyną - również z punktu widzenia estetyki; ma ona głeboki odcień: od czerni poprzez ciemny brąz aż do purpury. Tsuba z dobrą patyną to przedmiot, który każdy kolekcjoner powinien zobaczyć i starannie przestudiować - jej wewnętrzny, głeboki blask różni się zasadniczo od martwego połysku jaki daje tsubie warstwa oleju czy też wosku. Dlaczego nie należy (z wyjatkiem nielicznych przypadków) polegać ani na oleju ani na wosku wyjaśnię za chwilę.

Co zatem zrobić gdy nasza tsuba ma na powierzchni rdzę? Najważniejsza uwaga: nie mylić rdzy z patyną! Wielu kolekcjonerów w swej nadgorliwości usiłuje "odnowić" tsubę - z reguły z opłakanym skutkiem. Najlepiej zastosować zasadę, że w razie wątpliwości należy po prostu zostawić tsubę w spokoju. Jeśli jednak faktycznie widzimy czerwoną rdzę, to stosujemy drugą zasadę: nie spieszyć się! Tsuba z pewnością nie zmieni się w kupkę rdzy w ciągu kilku miesięcy czy nawet lat, a nadmierny pośpiech i wszelkiego rodzaju metody "na skróty" mogą doprowadzić do uszkodzenia tsuby. Pamiętajmy - patyna stanowi dużą część wartości tsuby, a im jest starsza, tym piękniejsza.

Zacznijmy od zakazów. Do usuwania czerwonej rdzy nie używamy nigdy:
- szczotek metalowych
- papieru ściernego, czy innych materiałów ściernych
- narzędzi wykonanych z jakiegokolwiek, nawet miękkiego metalu lub stopu (np. miedzi czy mosiądzu)
- plastiku
- kwasów lub innych chemikaliów
- oleju jakiegokolwiek rodzaju (z pewnymi wyjątkami)


Rozpoczynamy konserwację. Osoby ze słabszymi nerwami proszę o zażycie jakiegoś środka uspokajającego, bo to co zobaczymy będzie naprawdę przerażające. Nasze pierwsze zadanie to oczyszczenie tsuby z różnych niepożądanych "dodatków", takich jak tłuszcz, wosk, herbata, kawa, brud czy też (niestety to też się zdarza) pasta do butów. A zatem staranie myjemy tsubę w ciepłej wodzie z dodatkiem zwykłego mydła. Na tym etapie nie musimy wybierać mydła - wystarczy zwykłe toaletowe. Nie używamy szczotek, chyba że czystej, nigdy nieużywanej szczoteczki do zębów (w starej mogą być cząsteczki pasty do zębów). Alternatywnie (a można też dodatkowo) gotujemy tsubę w emaliowanym naczyniu w wodzie destylowanej (lepiej, żeby minerały obecne w zwykłej wodzie nie osadzały sie na metalu). Wyjmujemy tsubę z kąpieli i... klniemy w żywy kamień, że posłuchaliśmy tego nieodpowiedzialnego idioty, który doradził nam taki sposób konserwacji!

Tsuba (o ile nie była przedtem w świetnym stanie) powinna teraz wyglądać wprost okropnie. Trzymamy bowiem w ręku nie piękny element oprawy japońskiego miecza, ale pordzewiałą, żelazną płytkę, matową i... bardzo, ale to bardzo brzydką. Na taki widok można się rozpłakać, nie będzie wstydu.

W dalszej części tego swoistego manuala konserwacji tsuby dowiemy się dlaczego tsuba lubi bawić sie w mrożonkę i dlaczego warto kupić u rzeźnika antrykot. Do usłyszenia :-)







poniedziałek, 5 października 2009

Tsuba z katalogu Haynes'a?

Na eBay pojawiła się ciekawa tsuba z motywem wachigai (splecione koła/elipsy). Ten mon symbolizuje więzi międzyludzkie (nikt nie może żyć sam, bez innego człowieka), ale to nie ona stanowi o tym, że oferowana tsuba jest interesująca, lecz fakt, że jest niemal bliźniaczką tsuby z katalogu Haynes'a (katalog nr 5, str. 32). Sprzedawca określa ją jako tsubę ze zbiorów Haynes'a i twierdzi, że może to być sho z kompletu dai-sho (którego dai miałoby być właśnie u Haynes'a). Nie sądzę aby to było szczególnie istotne - wzory tsub były w końcu powielane przez dziesięciolecia, a nawet stulecia.

Tak czy owak, wykonanie tej tsuby wydaje się dobre, choć trudno to swierdzić autorytatywnie ze względu na słabą jakość zdjęcia i fakt, że sprzedawca publikuje jedynie zdjęcie awersu. Widać nieco korozji, oby nie była za głęboka... Cena 185 USD nie wydaje się wygórowana, ale percepcja wartości to sprawa bardzo indywidualna...

Jeśli ktoś chciałby poszczycić się tsubą "taką jak u Haynes'a" to warto ją kupić :-)



czwartek, 1 października 2009

Konstrukcja tsuby


Ciekawa sprawa, wypalona w ogniu tsuba, Ko-Shoami sukashi. Jak wiadomo, wysoka temperatura zostawia twardy i kruchy nalot o niezbyt ładnej, jasnej barwie. Oczywiście oryginalna patyna jest bezpowrotnie stracona. Zatem przystępujemy do renowacji - nalot ogniowy jest fachowo i ostrożnie usuwany.

Tsuba wygląda po takim zabiegu dosyć mizernie, jest szara, ale za to otwierają się ciekawe perspektywy do zbadania sposobu jej wykonania i samej konstrukcji. Wyraźnie widać ślady po dłucie, którym wykonywano ażur (sukashi). Co ciekawe, ślady są tak wyraźne, że ta tsuba, opisana zresztą u Sasano, wydaje się raczej nie pochodzić z okresu Muromachi. Chociaż, kto wie? W każdm razie widać, że została wykuta z jednego "placka" żelaza złożonego jeden, jedyny raz (to ta cienka linia po wewnętrznej stronie mimi).

Niedługo tsuba idzie do repatynacji. Jestem ciekaw jak będzie wyglądać?