środa, 24 lutego 2010

Ciekawa tsuba: kopia Yamakichibei

Ciekawa tsuba z kawari-gata hitsu ana. Wykonana z żelaza, lekko podniesiony brzeg, powierzchnia młotkowana (tsuchime-ji), badzo delikatne promienie Amidy (Amidayasuri). Sygnowana Yamakichi. Patyna jest ciemnobrązowa - w słońcu mieni się lekko purpurowo, niewielkie naloty rdzy. Granulkowate i żeberkowate "żelazne kości" (tekkotsu) występują na brzegu (mimi). 

Najciekawsze w tej tsubie są otwory funkcyjne do kozuki i kogai (hitsu ana), mają bowiem nieregularny kształt (kawari-gata) a do tego ich brzegi zdobionę są wkładami z szarego metalu, bodajże ołowiu. Obie hitsu ana miały kiedyś wstawki z metalu kolorowego, ale te niestety nie zachowały się. Wydaje się, że sygnatura była zamieszczona na tej tsubie dopiero jakiś czas po jej wykonaniu...

Sygnatura nie jest zgodna z oryginalnymi mei, ponadto powierzchnia tsuby powinna być w stylu yakite shitate czyli jakby była nadtopiona (efekt ten osiągano jednak nie obróbką termiczną, lecz w inny, nieznany dotychczas sposób).

Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, że jest to dzieło powstałe w XIX w, w okresie renesansu starych stylów, a fałszywa sygnatura została na niej umieszczona później...

Jak Wam sie ta tsuba podoba? Macie na jej temat jakieś teorie?

Wymiary:
8.5 x 7.9 cm
Grubość seppa-dai: 3 mm
Grubość mimi: 4 mm

PS: zapewne zauważyliście, że przytaczam polskie odpowiedniki japońskich określeń. To w celach edukacyjnych, dla tych potencjalnych czytelników bloga, którzy nie znają naszego narzecza ;-)

 

PS: dla zainteresowanych porównaniem mojej tsuby z autentycznym Yamakichibei publikuję cztery zdjęcia, przedstawiające tsuby Yamakichibei z wczesnego Edo.  
Steve Waszakza którego uprzejmą zgodą publikuję te zdjęcia opisuje pierwszą tsubę (dwa pierwsze zdjęcia) tak:

 "This tsuba is not papered, however, so my belief that it is an early-Edo Yamakichibei is based on a lot of study of the Yamakichibei artists. The metal in this guard---its forging and its tsuchime---the subtle yakite-shitate, the type of mokko-gata, and the mei all suggest to me a Yamakichibei of the early 17th century. If you have the book Owari to Mikawa no Tanko, by Okamoto, I believe you can find a photo of a Yamakichibei tsuba with a very similar treatment of the sukashi/hitsuana elements"

Steve wykłada literaturę i retorykę na University of California w san Diego, a jako ekspert od tsub specjalizuje się w tsubako prowincji Owari, zwłaszcza Yamakichibei, Hoan, Nobuiye, Sadahiro i w klasycznych tsubach Owari, takich jak Kanayama i Ono. 


Owari vs. Kyo-sukashi

Chyba dosyć rzadko zdarza się aby w jednej kolekcji spotkały się dwie tsuby, każda z innej szkoły, ale obie posiadające ten sam wzór (matsukawabishi - ciekawą dyskusję na temat tego wzoru znajdziecie tutaj).

Dwie tsuby, pozornie identyczne. Subtelna różnica - jedna z nich jest delikatniejsza i lżejsza choć nieco większa od drugiej, druga zaś bardziej "solidna", cięższa (w dłoni mocno czuć różnicę wagi), choć nieco mniejsza. Na tej cięższej wyraźne, duże"żelazne kości" (tekkotsu), na tej lżejszej kosteczki drobne i subtelne. Jedna z nich to Owari, druga Kyo-sukashi. Zapewne domyślacie się, która jest która?


poniedziałek, 22 lutego 2010

UWAGA: Ta książka zagraża Twojej kolekcji! Sasano: "Early Japanese Sword Guards. Sukashi tsuba"

Zapowiadałem tę recenzję już od jakiegoś czasu, spełniam więc  końcu obietnicę, tym chętniej, że jest to książka o tsubach, która wywarła na ogromny wpływ na mój gust, moje postrzeganie estetyki tsuby i moją skromną kolekcję. Przyznam szczerze - uwielbiam tę książkę i często do niej wracam.


Dlaczego to dzieło, mające zresztą ogromny wpływ na percepcję tsuby na Zachodzie, jest godne polecenia? Jest kilka powodów:

1. Barwny i ciekawy język
Oczywiście dzieło Sasano jest ogromnie wartościowe nie tylko dlatego, że zostało opublikowane w języku angielskim, choć ten argument jest w przypadku fachowej literatury japońskiej bardzo ważny... Ktokolwiek przeczytał kilka przetłumaczonych na angielski opracowań dotyczących nihonto, kodogu czy jedynie tsuby (np. tom VI "Nihon To Koza" czy też "Tsuba. An Aesthetic Study"), wie jak trudno czyta się opracownia tłumaczone z języka japońskiego i jak suche potrafią być to teksty.
Język Sasano, a także jego styl są inne, o wiele bardziej barwne i przez to chyba bardziej przystępne dla zachodniego czytelnika. Sasano nie stroni od przymiotników, śmiało opisuje uczucia i skojarzenia jakie w nim budzą tsuby. Również opisy charakterystycznych cech dzieł poszczególnych szkół są  barwne i plastyczne, co niezmiernie pomaga w zrozumieniu różnic między stylami.

2. Ściśle określony zakres tematyczny
Sasano omawia jedynie tsuby sukashi, czyli posiadające ażurowe wycięcia.  Dzieło obejmuje zatem bardzo długi okres - od wczesnego Muromachi (od 1334) do późnego Edo (do 1867). Choć zakres czasowy jest imponujący, autor omawia zaledwie 21 szkół (w tym ko-tosho i ko-katchushi jako najwcześniejsze szkoły stosujące ażurowe wycięcia). Oczywiście w ciągu sześciu wieków istniało wiele innych szkół produkujących ażurowe tsuby, ale Sasano ogranicza się  do tsub żelaznych czyli tetsu-sukashi, i to do takich, w których  ażur jest jedyną ozdobą.
Oznacza to, że książka nie obejmuje tsub zdobionych wszelkiego rodzaju inkrustacjami (zogan) czy też barwionych (iroe).  Sasano reprezentuje pogląd, że estetyka tsuby żelaznej wynika przede wszystkim z jakości żelaza i kunsztu tsuba-ko w zakresie jego wykuwania. Ukoronowaniem tsub żelaznych jest, zdaniem autora, tsuba ażurowa (sukashi).

3. Znakomity wybór tsub
W książce Sasano prezentuje 216 tsub. Liczba ta nie wydaje się zbyt wielka, ale wybór jest znakomity. Każda z 21 szkół jest reprezentowana przez kilka do kilkunastu tsub, a każda tsuba została bardzo starannie dobrana i jest przeważnie nieprzeciętnym dziełem.

4. Bardzo dobry skład książki i wysoka jakość zdjęć
Książka (moje wydanie pochodzi z 1972 roku) jest pięknie złożona, wszelkie teksty z wyjątkiem opisu tsub są umieszczone w dwóch kolumnach; użyto niewielkiej lecz bardzo czytelnej czcionki szeryfowej. Tak złożony tekst czyta się naprawdę znakomicie. Co do tsub - każdej z nich poświęcono jedną stronę, pośrodku której umieszczono jedno zdjęcie tsuby (od strony omote). Zdjęcia są czarno-białe, ale ich jakość jest bardzo dobra, nawet jak na dzisiejsze standardy. Nie ma porównania ze zdjęciami np. z katalogów Haynesa - u Sasano widać doskonale fakturę metalu. Każda tsuba pokazana jest w stosunku 1:1 - daje to znakomite możliwości ich porównywania. Zdjęcia są naprawdę plastyczne - widać np dokładnie czy brzeg (mimi) tsuby jest zaokrąglony czy kanciasty. Dodatkowo każdy rozdział poświęcony szkole lub kilku szkołom poprzedzony jest kolorową rozkładówką prezentującą wybrane tsuby.

5. Bogate opisy tsub
Każda tsuba ma swój opis, zawierający dokładne wymiary (włącznie z grubością tsuby na brzegu i w seppa-dai), atrybucję (włącznie z okresem, z którego pochodzi), jak również zwięzły komentarz . W komentarzu autor wyjaśnia symbolikę użytego wzoru (szczególnie uroczy jest żyjący na księżycu, legendarny królik, ubijający w moździerzu ryż na ciasteczka mochi), opisuje kolor patyny, jakość żelaza, fakturę, a niekiedy także technikę obróbki (np. wspomniane w innym artykule yakite shitate w tsubach Kanayama). Dużo uwagi poświęca kształtowi seppa-dai i hitsu-ana, rozróżniając wiele ich form. Ponadto często opisuje nastrój jaki budzi w nim dana tsuba, co nadaje jego dziełu ludzki wymiar, daleki od suchych, naukowych elaboratów.

Wymieniłem pięć powodów, dla których warto przeczytać tę znakomitą książkę. Jestem pewien, że każdy z Was znajdzie kilka innych cech, które czynią tę pozycję godną polecenia. Jeżeli jednak planujecie jej zakup, to muszę Was zupełnie poważnie ostrzec - ta książka może sprawić, że przestaniecie lubić niektóre tsuby ze swych kolekcji, a zaczniecie pragnąć takich, jakie przedstawia Sasano.

W następnym artykule pokaże Wam ciekawy hira zukuri wakizashi z hamonem hitatsura, pochodzący z okresu późnego Muromachi. Możliwe też, że zamieszczę zdjęcia dwóch niemal bliźniaczych tsub po to by móc pokazać na ich przykładzie jaka jest różnica między Owari a Kyo-sukashi.


Na specjalne życzenie dodaję zdjęcie tsuby z usagi-no-mochitsuki :-) Akasaka, Tadashige, środkowy okres Edo.



Masayuki Sasano
"Early Japanese Sword Guards. Sukashi Tsuba"
fotografie: Shihachi Fujimoto
Japan Publications, Inc., 1972
284 strony
ISBN 0-87040-176-9




czwartek, 11 lutego 2010

Fajna tsuba ma już atrybucję (plus przykład Saga Kaneiye)

Tsuba z poprzedniego postu ma już swą atrybucję. Pan Mikołaj jako pierwszy podpowiedział właściwy styl - Kaneiye. W istocie ta tsuba to albo Saga Kaneiye albo jedna z późniejszych szkół kontynuujących tradycję Kaneiye. Myślę, że skoncentrowane w niektórych miejscach, drobne ślady młotka mogą nieco przypominać stemple (kokuin) i to zapewne skierowało Pana Mikołaja ku drugiej atrybucji (Saotome).

Sprawę rozstrzygnął definitywnie Richard Stein (znany z popularnego The Japanese Sword Index), który potwierdził opinię Pana Mikołaja. Dodatkowo okazało się (dzięki Ian'owi Bottomley), że "ważki" na rewersie tsuby są w istocie trawą bambusową (sasa) - jest to zresztą zgodne z roślinno-krajobrazową tematyką awersu.

Dla porównania pokażę Wam inna tsubę szkoły Saga Kaneiye. Poniżej jej opis i atrybucja autorstwa Andy Mancabelli:
"Tsuba żelazna, sygnowana "Yamashiro no Kuni Fushimi no ju Kaneiye". Ładna patyna koloru ciemnej czekolady, wykończenie tsuchime, występują drobne żelazne kości (tekkotsu), szczególnie wzdłuż brzegu. Kozuka-hitsu wypełniony ładnie spatynowanym ołowiem. Powierzchnia płytki zdobiona reliefem słomianych kapeluszy (kasa) i trzciny, jak również bardzo delikatną inkrustacją złotym drucikiem i srebrnymi punktami. Jest to tsuba albo Saga Kaneiye, albo też kopia wykonana w stylu Kaneiye przez jednego z artystów Aizu-Shoami. Późny XVIII wiek. Wymiary: 80 x 77mm, grubość: 3mm w seppadai i na brzegu."



Kolejny post to wielokrotnie obiecywana (tym razem bardzo pozytywna) recenzja książki Sasano Masayuki "Early Japanese Sword Guards. Sukashi Tusba".

środa, 10 lutego 2010

Fajna tsuba czeka na atrybucję

Obiecałem, że nie będę robił zbyt wielu mini-kantei, ale muszę przyznać, że w tym przypadku publikuję post raczej dla przyjemności pokazania bardzo ładnej (moim zdaniem) tsuby, a także aby się dowiedzieć od czytelników bloga jaką zaproponowaliby dla niej atrybucję.

Tsuba jest duża, wykonana z żelaza, powierzchnia wykończona bardzo starannymi uderzeniami młotka (tsuchime). Mała dygresja - uwielbiam tak wykończoną powierzchnię tsuby, podobnie jak tekkotsu :-)

Omote zdobiona motywem drzewka wiśni (sakura) z pączkami kwiatów i trzydniowym księżycem (oj, chyba dałem się zainspirowć drzeworytom Yoshitoshi...). Ura ozdobiona motywem trawy bambusowej, choć początkowo myślałem, że to motyw dwóch ważek (tombo). Zdobienia wykonane w płaskim reliefie z użyciem aplikacji w złocie (kin-zogan).

Wymiary: 88 x 82 mm
grubość: 3mm

Piękna, nienaruszona patyna koloru ciemnej czekolady.

Przyznam, że chwilowo nie mam jeszcze własnej atrybucji. Mam pewne skojarzenia, ale za mało wiem, aby móc się śmiało wypowiedzieć. Czekam zatem na Wasze opinie :-)





wtorek, 9 lutego 2010

"Samuraje" Śpiewakowskiego - dlaczego tytuły książek bywają tak mylące?

Każdy chyba krytyk uwielbia wystawiać negatywne recenzje - świetnie uchwycili to twórcy filmu "Ratatouille" wkładając w usta kostycznego  Antona Ego następujące słowa: "Pod wieloma względami praca krytyka jest łatwa. Bardzo mało ryzykujemy, zatem bez obaw wywyższamy się nad tych, którzy poddają swą twórczośćnaszemu osądowi. Najchętniej krytykujemy, bo przecież negatywne recenzje pisze się łatwo i przyjemnie, a publiczność uwielbia je czytać"*

Z wyboru cytatu możecie już wywnioskować, że moja recenzja książki Aleksandra Śpiewakowskiego nie będzie zbyt entuzjastyczna. Pocieszam się jednak tym, że ani autorowi ani wydawcy książki nie zrobię większej szkody... Po pierwsze mój blog nie jest przeznaczony dla tzw. "masowej" publiki (tzn prawie nikt go nie czyta, hahaha!), a po drugie książka nie jest powszechnie dostępna w handlu (jako że jej ostatnia edycja pochodzi z 2007 roku jest ona pewnie traktowana jako "staroć").

Moje wydanie jest jeszcze starsze - 1989 rok, i pewnie nabyłem ją dawno temu, ale przyznam, że mimo, iż książkę tę miałem od lat, nawet o tym nie wiedziałem. Gorzej nawet, bo gdy zarekomendował mi ją Pan Andrzej, którego znam od lat i który wprowadził mnie w świat tsuby, kupiłem ją natychmiast na Allegro, zatem w efekcie mam dwa egzemplarze. Pocieszam się jednak tym, że w komplecie z "Samurajami" kupiłem bardzo, mym zdaniem, wartościową książkę Ivana Morris'a "Świat Księcia Promienistego" (książce tej poświęcę osobny post). Ponadto chciałbym książkę tę przekazać dalej - kto z czytelników bloga jako pierwszy wyrazi chęć otrzymania tej książki, temu ją z przyjemnością wyślę w prezencie. OK, w ten sposób osłodziłem sobie gorycz niepotrzebnego wydatku ;-)

Dlaczego właściwie nie jestem tą książką zachwycony? W końcu jest ona, jak słusznie zauważył recenzent mojego wydania "istną kopalnią wiadomości" o samurajach? Zasadniczo nie powinienem mieć powodów do krytyki - książka wyczerpująco, choć może nieco sucho mówi o ideologii i samurajów, wychowaniu, szkoleniu, wyposażeniu, nie pomijając tak istotnego - z punktu widzenia radzieckiego pisarza - związku samurajskiej ideologii z japońskim militaryzmem XIX i XX wieku. Obrzędowi seppuku poświęcił autor sporo miejsca, jest to zatem gratka dla miłośników tego  krwawego aspektu samurajskiej kultury.

Jak już wspomniałem, styl książki jest suchy, ale nie to najbardziej przeszkadza w lekturze. Książka jest praktycznie pozbawiona kontekstu historycznego, a pierwszy rozdział rozpoczyna się od zdawkowo opisanego "zjednoczenia Japonii w początkach XVII wieku".  Oczywiście objętość dzieła narzucała granice doborowi tematów, ale to nie usprawiedliwia autora, który opisuje samurajów już jako stan okrzepły i statyczny, kompletnie ignorując jego genezę i kilkusetletni rozwój. Gdyby nie mądre i zwięzłe posłowie autorstwa Sławomira Szulca, można by prawie odnieść wrażenie, że bushi pojawili się jak deus ex machina w okresie sengoku, po to by trwać w bezruchu okresu rządów Tokugawa do czasu zmiecenia ich jako stanu przez rewolucję Meiji. Oczywiście można założyć, że czytelnik tego rodzaju książki ma już pewną wiedzę na temat samurajów, ale jeśli czerpał ją jedyne ze skądinąd doskonałych filmów Kobayashiego i Kurosawy, to istnieje ryzyko, że stereotyp samuraja tkwiący w jego głowie ulegnie utrwaleniu. Książka Śpiewakowskiego mówi bowiem o epoce, w której stan samurajski był już w pełni ukształtowany, i w której skodyfikowana została jego ideologia, a epoka ta to jedynie fragment ponad tysiącletniej historii samurajów.

Próżno w tej książce szukać genezy stanu samurajów, informacji o tym jak doszło do przejęcia władzy przez samurajskie elity i jak władzę tę stracili cesarze. Nie znajdziecie tam również praktycznie żadnych interesujących postaci, opisów ich dziejów czy dokonań, a to czyni tę książkę nieco nudnawą. Nawet takim wyrazistym bohaterom samurajskich epopei jak Minamoto no Yoshitsune czy Taira no Kiyomori (ten ostatni był zresztą nie wojownikiem lecz politykiem) nie poświęcono ani trochę miejsca. Ideologia samurajów jest traktowana przez autora z pogardą marksisty - z jego książki wyłania się człowiek-maszyna, pozbawiony uczuć, fanatyczny, w gruncie rzeczy płytki. Do buddyzmu autor odnosi się dosyć nieżyczliwie, w sposób nieco spłycony (buddyzm jako narzędzie wielkich feudałów), konfucjanizm też nie zyskuje sympatii za swą rolę w wychowaniu bushi.

Jak widać, nie jestem tą książką szczególnie zachwycony. Być może winę ponosi niewłaściwy tytuł polskiego wydania, sugerujący dzieło obszerne, które opisuje pewne zjawisko od jego początku aż do jego końca, w określonym kontekście historyczno-ekonomicznym. Być może byłoby lepiej gdyby polski wydawca zatytułował książkę np. "Ideologia, trening i broń stanu samurajskiego w okresie rządów Tokugawa"...

Komu polecam tę książkę (bo przecież nie twierdzę, że jest ona pozbawiona wartości)?  Przede wszystkim tym, którzy chcą w detalu poznać ceremonię seppuku. Książka Śpiewakowskiego to fantastyczne źródło informacji o tym najbardziej krwawym japońskim rytuale. Co ciekawe, w przypadku seppuku autor zadbał o opis genezy zjawiska, not bene bardzo ciekawy.

Książka nie kosztuje zbyt wiele, więc w sumie warto dołożyć ją do naszej biblioteczki, ale jeśli wybierać między Śpiewakowskim a Turbulle'em, bez wahania poleciłbym tego drugiego.





Aleksander Śpiewakowski
"Samuraje"
Przełożyła Krystyna Okazaki
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1989
ISBN 83-06-01867-2
stron: 156

* w oryginale: "In many ways, the work of a critic is easy. We risk very little, yet enjoy a position over those who offer up their work and their selves to our judgment. We thrive on negative criticism, which is fun to write and to read."