czwartek, 3 grudnia 2009

Historia pewnego miecza, cz. 2

Oczywiście Mike zgodził się na niższą cenę, a ja stałem się dumnym posiadaczem tego wspaniałego miecza. Czekałem z niecierpliwością na dostawę, a gdy wreszcie otworzyłem paczkę, zrozumiałem, że ten niewielki miecz otwiera nowy etap mojej kolekcjonerskiej pasji i że nie będzie już powrotu do poprzedniego stanu i przypadkowych zakupów.  


Miecz okazał się tak piękny jak na zdjęciach, choć jakby mniej groźny. Był mniejszy niż to sobie wyobrażałem i to zapewne zabrało mu nieco owej agresywności, którą wyczuwaliśmy w nim, zarówno Mike jak i ja. Za to w porównaniu z moimi dotychczasowymi nabytkami wyglądał jak książe wśród gromady żebraków. Sam kształt, mimo faktu skrócenia był bardzo piękny - co tu gadać, żłobienia, zwłascza naginata hi, nadają mieczowi poloru. Oczywiście wiecie już, który to miecz :-) Tak, to ten drugi - naginata naoshi, czyli naginata przerobiona na krótki wakizashi. Była to kiedyś solidna broń drzewcowa, jej ostrze musiało mieć co najmniej 50 cm (choć raczej więcej), obecnie już tylko 37 cm. Od sztychu nie zmieniła swego kształtu, inaczej boshi byłby yakizume, a u w tej sztuce jest kaeri.  Certyfikat NBTHK podaje jej atrybucje - Soshu Hirotsugu. Trzy mekugi-ana świadczą o tym, że miała wielu właścicieli. Tak więc udało mi się nabyć miecz z historią. Hurra! 


Kilka słów o tradycji i szkole - ten miecz to przedstawiciel wspaniałej niegdyś tradycji Soshu (tutaj mała dygresja - choć to najmniej ważne w tej tradycji, to ja po prostu uwielbiam nakago typowe dla soshu, szczególnie gdy zdarzy mi się je zobaczyć w daito). Nie chcę rozwodzić się nad splendorem Soshu-den, więc przypomnę tylko, że Soshu to takie imiona jak Go Yoshihiro, Awataguchi Yoshimitsu czy Masamune i jego dziesięciu wspaniałych uczniów (jutetsu). Jeden ze trzech zjednoczycieli Japonii, Toyotomi Hideyoshi, był tak gorliwym kolekcjonerem mieczy Soshu, że skupił niemalże wszystkie arcydzieła tej tradycji.


Niestety, mój miecz powstał znacznie później, w późnym okresie Muromachi, kiedy to tradycja Soshu znajdowała się u schyłku, powoli poddając się wpływom tradycji Bizen i Mino. Charakterystyczną cechą mieczy Sue-Soshu jest hamon w nioi-deki, często występuje hitatsura. Tak charakterystyczny dla ich wielkich poprzedników z okresu Kamakura hamon złożony ze wspaniałych, iskrzących się nie przestał pojawiać się w dziełach Soshu. Jeśli już występują nie to są nierówne, jakby poszatkowane, nie widać też wielkiej aktywności. 


Twórca mojego miecza, Hirotsugu należał do grupy kowali zwanej Odawara-Soshu. Przedstawiciele tej szkoły wzbogacili swą technikę osiągnięciami szkoły Shimada. Będę musiał poszukać trochę materiałów o tej szkole, ale już wiem, że jej styl bardzo wyraźnie widać w mojej naginata naoshi - hamon jest w choji gunome midare (uwielbiam choji, są takie malownicze), występują też liczne yo. 


Nacieszyłem się mieczem, ale niespokojna dusza kazała mi szukać kolejnych, możliwie jeszcze lepszych nabytków. Wyobraźcie sobie, że w końcu miecz sprzedałem. NIemalże na drugi dzień zacząłem tego żałować... Co było dalej, napiszę jednak dopiero w kolejnym odcinku :-) Do usłyszenia :-)

7 komentarzy:

  1. Robi sie ciekawie.
    Musze sie przyznac ze historia tego miecza nie jest mi znana ale pamietam ze przez jakis okres jako "logo" faceboku bylo kissaki tej glowni. Swoja drogo to wydaje mi sie ze miecz nr 1 byl kilka tygodni temu w ofercie komonjo, tylko ze ta fotka jest z innej strony wiec moze sie myle.
    Tak czy owak czekam na dalszy ciag.
    norinaga

    OdpowiedzUsuń
  2. Z chęcią przeczytam kolejną część. Zakończenie mnie zaskoczyło, spodziewałem się "i żyli długo i szczęśliwie" a tu nagłe rozstanie ;)

    cmyx

    OdpowiedzUsuń
  3. O ile dobrze pamiętam, również ja byłem potencjalnym nabywcą ale się w końcu zdecydowałem na kanmuri-otoshi zukuri tanto mei (gimei?) Kunitsugu. Mam go do dziś i nie załuję. I co było dalejz naginata naoshi?

    Elektromir

    OdpowiedzUsuń
  4. W kontekście opisywanej historii jestem ciekaw jak często zdarzało się przerabiać głownie naginaty na miecze? Naginata naoshi nie jest zbyt często spotykana. Biorąc pod uwagę inne przeznaczenie naginaty i masę samej głowni wykonanie miecza z zasady sprowadzało się do wykonania krótkiego ostrza wakizashi .Czy taka głownia nie była z uwagi na masę nieporęczna w użyciu ? Zastanawiam się czy tego rodzaju przeróbki nie były spowodowane bardziej sentymentem do starych rodzinnych głowni niż ich wartością bojową jako miecza .
    pozdrawiam
    locked4

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacznijmy od tego, że miecze, w tym głownie naginata, zwłaszcza te dobre, były realtywnie drogie. Podejrzewam zatem, że uszkodzona naginata (np. z hagire w okolicach hamachi) była cennym materiałem na wakizashi lub nawet katanę. Myśle, że czynnik "sentymentu" nie był tu tak ważny, ale widziałem kiedyś ciekawy przykład uszkodzonej (być może nawet złamanej) katany jakiegoś znamienitego mistrza skróconej do rozmiaru wakizashi (co ciekawe, część ostrza z nakago też została zachowana). Więc szacunek do mistrzowskiego dzieła kazał je skracać gdy uległo uszkodzeniu - w sumie całkiem logiczne, lepiej mieć wakizashi np. Rai niż przetapiać złamaną katanę... Co do masy głowni - mam w kolekcji bardzo interesującą nagamaki naoshi, która jest faktycznie strasznie ciężka, ale dyskutowana tu naginata naoshi jest pod względem "odczuwalnej" wagi porównywalna z normalnym wakizashi. I jeszcze jedno - taka naprawdę długa naginata (powiedzmy z okresu Nambokucho czyli o monstrualnej nagasa, dajmy to 80-90 cm) stawała się w okresie Edo do tego stopnia niepraktyczna, że być może przerabiano ją na zgrabną katanę (widywałem katany naginata naoshi). Bardzo ciekawy temat, swoją drogą... Dziękuję za podpowiedź, może zrobię z tego osobny post? Szkoda tylko że danych jest jakby mało...

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę ,że temat jest ciekawy i zasługuje na oddzielne omówienie . Całkowicie się zgadzam ,że niepraktyczne w późniejszym czasie bronie drzewcowe naginata czy nagamaki mogły być przerabiane na poręczniejsze i odpowiadające
    tendencją krótsze głownie ale nie sądzę ,że była to nagminna praktyka a raczej "przysposobienie" starych czy też uszkodzonych głowni.
    Dobre ostrza miały swoją cenę i potrafiono to ocenić również w dawnych czasach a o sentymencie do starych rodowych głowni może świadczyć fakt , że pod oprawami regulaminowymi wojskowych mieczy japońskich czasem kryły się prawdziwe perełki.
    pozdrawiam
    Mikołaj
    locked4

    OdpowiedzUsuń
  7. Ma Pan racje - często skracano uszkodzone głownie. A taką prawdziwą perełkę w wojskowej oprawie (nota bene jest to długa naginata naoshi) znalazłem w archiwum mieczy Darcy Brockbank'a: http://www.nihonto.ca/kanefusa/index.html
    Przy okazji mogę śmiało polecić książke Darcy'ego, którą napisał razem z Robertem Bensonem. Kupiłem i nie żałuję. Dobra rzecz dla miłośników Bizen. Jest w niej m.in. jedno z niewielu zdjęć na których wyraźnie widać utsuri, choć to oczywiście nie najważniejszy argument za kupnem tej książki ;-)

    OdpowiedzUsuń